wtorek, 30 kwietnia 2013

Londyn - rekonesans ( dzień 0)

Pierwszy dzień naszej londyńskiej przygody - odbyłyśmy bez planu. Wrzuciłam na luz, postanowiłam, że udamy się na miasto bezrefleksyjnie, skręcając tam gdzie nam się będzie najbardziej podobać, tym sposobem przemierzyłyśmy ( bezwiednie Linkoln inn i sporą część Soho).




Jakie było pierwsze wrażenie? Jedno tylko cisnęło mi się na usta - "To miasto jest przepiękne!' Każdy skrawek tej ziemi zagospodarowany w angielskim stylu ( szeregowa zabudowa, małe drewniane płotki, czarne taksówki, czerwone budki, piętrowe autobusy,) wszystko absolutnie wszystko zachwycało mnie bez reszty. Nie wierzyłam, że jestem tu naprawdę, że to wszystko co znałam tylko z filmów nagle jest tu, tuz obok mnie. Nie umiem wyrazić jak byłam szczęśliwa. A moja towarzyszka? Uważała przez cały czas, że ten wypad to najlepszy pomysł na jaki wpadłyśmy przez ostatnie lata.

Ale po kolei..
Zaczęło się wariacko ( jak zawsze z resztą..). Wysyp pierwszych razy: pierwszy raz do Anglii, pierwszy raz z bagażem podręcznym, pierwszy raz Ryanairem..



 Pierwszy raz jechałam po lewej stronie i pierwszy raz doświadczyłam angielskiej pogody..
Gdy dotarłyśmy do hostelu i trochę się posiliłyśmy



W miedzy czasie wyszło słońce i mogłyśmy doświadczyć uroczej angielskiej wiosny.

Szalałam z radości widząc szeregowe domki, podziwiane przeze mnie dotychczas tylko na filmach. Co więcej nasz hostel również znajdował się w jednym z nich.

 Na miejscu zamieniłam się ( mimo woli w japońskiego turystę) robiąc zdjęcia absolutnie wszystkiemu. Niestety zamieniłam obiektywy i zamiast mojej portretówki ożywałam zwykłej kitówki, która czyni zdjęcia zupełnie pozbawionymi głębi. Nie jestem zadowolona z efektów, niestety z tego wieczoru nie mam innych. Wygląda to nieprofesjonalnie, a ja sama robiłam zdjecia wszystkiego. Efektem tego szybkie rozładowanie baterii. Co o dziwo uważam dziś za zbawienne. Po tym gdy skończyła mi się możliwość robienia zdjęć. Uspokoiłam się trochę, ochłonęłam z podniecenia i spacerowałam z moją Beatką z radością tchnąc filmowe widoki ciągle jeszcze niedowierzając własnemu szczęściu.






 Pierwszy raz w "Czerwonej budce"
 Szokująca była dla mnie pierwsza konfrontacja z angielskim pub'em, ludzie stojący na ulicy i pijacy piwo w środku tygodnia, byli dla mnie poważnym zaskoczeniem.





 Przez cały czas nie mogłam wyjść z podziwu nad angielską architekturą, ładem, czystością i przede wszystkim spójnością miejskiej zabudowy.

 Spacerując po Linkoln inn natrafiłyśmy na kolejkę ludzi czekających na darmowy ciepły posiłek.

 Pierwszy kantak ( na razie powierzchowny) z brytyjskim metrem.








następnego dnia juz z gotowym planem ruszyłyśmy na miasto..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz